Blog

Czy wiesz jakie kosmetyki są eko?

by in Blog 25 listopada, 2021

Dziś w kosmetologii liczy się przede wszystkim osiągnięcie jak najlepszego efektu w jak najszybszym czasie. Stąd popularność zabiegów medycyny estetycznej i „lżejszych” ich odpowiedników w postaci zaawansowanych technologicznie formuł kosmetycznych. Na tym tle kosmetyki „eko” wypadają „zwyczajnie”. A jednak wśród zdeklarowanych zwolenników bliskości z naturą i zdrowego stylu życia, nadal cieszą się one niesłabnącą popularnością.

Trwający od wielu już lat trend eko w kosmetyce w ostatnim czasie nieco stracił na popularności, ustępując miejsca innym modom. Nadal jednak utrzymuje silną pozycję dzięki wiernej i rosnącej w siłę grupie ludzi, dla których wszystko, co określa się jako „bliskie naturze”, jest po prostu lepsze. Dotyczy to tak stosowania naturalnych kosmetyków, jak i kupowania zdrowej, certyfikowanej żywności – generalnie, całokształtu naszej egzystencji. Oczywiście, wyznając filozofię eko w znacznym stopniu powiązaną z ideą slow life powinniśmy żyć wolniej, bez pośpiechu, ciesząc się każdą chwilą, najlepiej w otoczeniu przyrody, jeść żywność zdrową, nieprzetworzoną, pozbawianą konserwantów i całego tego zła, które sprzyja chorobom, używać kosmetyków opierających się na całkowicie naturalnych formułach, najlepiej własnoręcznie przygotowanych. Brzmi to nieco utopijnie, nieprawda? W rzeczywistości niewielu jest takich, którzy głoszone idee są w stanie zrealizować, kupić ziemię z dala od miast (po to, by ją uprawiać), zamienić garnitur i szybki samochód na gumiaki i rower, a pracę w dobrze prosperującej firmie na hodowlę zwierząt i wyrabianie mydła. Nie oznacza to jednak, że eko-idee nie są kuszące ani że nie ma sensu starać się, choćby w nieznacznym stopniu, godzić ich z rzeczywistością. Dlatego możemy starać się żyć zdrowiej, zwracać uwagę na to, co jemy, czego używamy, również jeśli chodzi o preparaty z półki „beauty”.

Natura kontra technologia

Wróćmy do kosmetyków. Czy rzeczywiście te naturalne są lepsze od syntetycznych? Oczywiście, według eko-zwolenników wszystko, co zawiera „chemię” po cichu nas zabija. Z kolei dermatolodzy uspokajają, zapewniając, że każdy kosmetyk, czy to klasyfikowany jako organiczny, czy tworzony w laboratoriach z zastosowaniem nieraz skomplikowanych technologii, zanim zostanie dopuszczony do obrotu jest dokładnie badany i oceniany pod względem bezpieczeństwa, m.in. dla zdrowia. Owszem, w składzie większości „normalnych” kosmetyków znaleźć można wiele substancji chemicznych wykazujących niekorzystne działanie. Wśród nich szczególnie wyczulonym powinno się być na silikony, pochodne ropy naftowej, glikole, parabeny. Substancje poprawiające kolor, zapach i gwarantujące przyjemność użytkowania niejednokrotnie mają działanie podrażniające. Najbardziej chyba popularnym przykładem jest syntetyczny detergent SLS – Sodium Lauryl Sulfate – dodawany do szamponów, mydeł, płynów do kąpieli, którego zadaniem jest usunięcie tłuszczu i wytworzenie piany. W roli tej spisuje się doskonale, jednocześnie może powodować uczulenia, podrażnienia oczu, sprzyjać występowaniu łupieżu czy wypadaniu włosów. Czy w takim razie kosmetyki bazujące na naturalnych składnikach uchronią nas przed reakcjami alergicznymi? Nie do końca. Prawdą jest, że są one bardziej przyjazne dla skóry, jednak substancje w nich zawarte w postaci ziół, wyciągów z owoców czy olejków eterycznych służących do ich konserwacji mogą powodować silne podrażnienia naskórka.

Kosmetyk z certyfikatem

Niezależnie jednak od wszystkich za i przeciw, możemy najzwyczajniej w świecie lubić stosowanie kosmetyków naturalnych. Dlaczego by więc odmawiać sobie przyjemności ich stosowania? Na tej sympatii do preparatów niejedna firma zbudowała swą pozycję na rynku. Eko, bio, organic, natural – to kilka z najczęściej stosowanych określeń, których producenci używają zamiennie w celu przyciągnięcia uwagi osób ceniących wszystko to, co naturalne. Przerzucanie się tymi nazwami na etykietach preparatów ma być sygnałem dla klienta, informacją mówiącą, że w danym produkcie nie ma złej chemii. Czy rzeczywiście tak jest? Niestety, nie wszyscy stosują się do wytycznych, wprowadzając w błąd konsumentów, a prawo – jak na razie – nie reguluje tych kwestii. W ustawodawstwie dotyczącym produktów kosmetycznych nie ma terminu, który definiowałby, który z nich można uznać za „kosmetyk naturalny”. Oczywiście, istnieją na rynku organizacje, które zajmują się ich certyfikacją, w tej jednak sytuacji kosmetyk zdobywa certyfikat konkretnej jednostki (musząc oczywiście spełniać jej kryteria i wymagania).

Nabici w eko?

Według francuskiej organizacji Ecocert kosmetyk naturalny powinien zawierać minimum 95% składników pochodzenia naturalnego, z czego 50% z upraw organicznych. W składzie takiego preparatu można zastosować maksymalne 5% składników syntetycznych, ale tylko niektórych, ściśle określonych. Z kolei w przypadku kosmetyków organicznych aż 95% składników naturalnych zawartych w preparacie powinno pochodzić z certyfikowanych upraw organicznych. Czy rzeczywiście tak jest? Nie do końca. Brak legislacji prawnych sprawia, że producenci nie czują się zobligowani do przestrzegania zasad rzetelnego oznaczania produktów. W efekcie spora część kosmetyków dostępnych na rynku oznaczonych na etykietach jako naturalne czy organiczne, jest takimi jedynie z nazwy. Kosmetykami „naturalnymi” niektóre firmy nazywają te, które zawierają 1-2% składników organicznych, chcąc zarobić na wciąż modnym trendzie. A konsumenci mając nikłą wiedzę w tym temacie, dają się nabijać na te znane od lat nieczyste praktyki, mające nawet swoją nazwę – greenwashing. Aby nie paść ich ofiarą, warto się edukować. Wystarczy zapamiętać kilka obco brzmiących nazw, których należy unikać i czytać etykiety przed podjęciem decyzji zakupowej. Które powinny wzbudzić niepokój? Szczególnie Paraffin lub Mineral Oil (pochodne ropy naftowej), wyrazy kończące się na „methicone” (oznaczające silikony) i „paraben” (konserwanty), PEG, PPG bądź Propanadiol (czyli glikole), ponadto wspomniany już wcześniej, nagminnie używany detergent SLS. Świadomość tego, czego używamy czy również co jemy, przybliża nas – czy tego chcemy czy nie – do życia nieco bardziej „eko”.

Leave a Reply